sobota, 20 października 2012

Epilog


                                          Epilog

 Usiadłam na sofie w rękach trzymając kartonowe pudełko. Otworzyłam je, a  pokrywkę odłożyłam na stolik do kawy. Wyjęłam z niego kilka fotografii i zaczęłam oglądać. Na każdym byłam ja, jako 16 latka. Nie obyło się bez zdjęć ze mną i Joe. Wzięłam jedno z nich oddzielnie do ręki, a resztę odłożyłam. Przejechałam palcem po jego twarzy, a z mojego oka wyleciała łza. Joe. Kochałam go. Kocham. I chyba zawszę będę. Nie miałam z nim kontaktu już ponad rok. Dalej trwał w śnie. Śnie z którego nigdy mógł się nie obudzić.
Przetarłam policzek na którym samotnie spływała łza. Nie chciałam płakać. Nie chciałam pokazywać jak słaba jestem. Powiedziałam Emily prawdę, że Joe to jej ojciec. Pierwsze co zrobiła to poleciała do pokoju, nie odzywając się do mnie przez najbliższe dni. Rozumiałam ją. Teraz codziennie jest przy łóżku ojca.
- Siostra – usłyszałam cichy głos Zayna, odłożyłam zdjęcie na bok i spojrzałam na niego. W moich oczach można było zauważyć krople łez, a na policzkach czarne smugi. – Bądź silna, Joe by tego chciał, zobaczysz obudzi się. – uspokajał mnie, ale ja w żadne z jego słów nie wierzyłam.
- Wiesz co mnie najbardziej boli? Że on przyszedł mnie przeprosić, a jak tak po prostu go wygoniłam. – powiedziałam zaczynając łkać. – To wszystko moja wina – powiedziałam po raz setny tego roku. – Moja.
- Nie mów tak ! – wybuchnął, wstając nagle. Spojrzałam na niego  z przerażeniem, a on usiadł obok mnie i najnormalniej w świecie przytulił. – on by tego nie chciał. Nie chciałby byś się obwiniała. – powiedział w moje włosy, a ja wtuliłam się w niego i zaczęłam łkać.
- Najgorsze jest to że jeżeli się w tym miesiącu ni obudzi to…. – przerwałam falą płaczu. – odłączą go. – powiedziałam pomiędzy atakiem histerycznego płaczu. Miała go stracić, tym razem na zawsze. Bez powrotnie miał zniknąć z mojego życia, ale ja nie chciałam do tego dopuścić. On nie mógł. Nie może umrzeć. Nie może.
- Musisz wierzyć, inaczej nic nie będzie z tego czego pragniesz. – powiedział mój brat, a ja zaczęłam głośno łkać.
                                                            ***
Siedziałem na ławce w parku. Byłem już tu od dłuższego czasu i nie chciałem odchodzić. Ten świat był lepszy. O wiele lepszy. Bez miłości. Bez materialnych pokus.
- Wybrałeś? – zapytała ta sama dziewczyna co na początku pojawienia się tutaj. Dała mi wybór, albo takie życie jak teraz, albo powracam do normalnego życia.
- Tak – powiedziałem, a ona podniosła jedną brew do góry.
- Pamiętaj nie podejmuj pochopnej decyzji i musisz coś zobaczyć – powiedziała, a przede mną pojawiło się jakieś okno. Spojrzałem w nie, byli tam wszyscy. W szpitalu. Nawet Demi. Płakała. Serce znów zaczęło mi się krajać.
- Zawsze tak będzie kiedy odejdziesz – powiedziała, a ja zastanowiłem się dokładniej. Nie chciałem by cierpieli. Nie chciałem by ona cierpiała. Nie chciałem znów jej stracić.
- Wracam – powiedziałem stanowczo, a ona uśmiechnęła się lekko.
                                                                  ***
Nagle lekarz przybiegł do pokoju gdzie leżał Joe. Chcieliśmy tam wejść, ale niestety nie dostaliśmy na to zgody. Nie mogłam ustać w miejscu. Zaczęłam chodzić po całym korytarzu.
W pewnym momencie drzwi się otworzyły, a z Sali wyszedł lekarz. Wszyscy szybko wstali, a ja podeszłam do doktora.
- I co z nim? – zapytał Nick uporczywie próbując rozszyfrować skamieniałą twarz doktora.
- Wejdźcie, niech sam wam to powie – powiedział, a ja zamarłam, Wszyscy weszli do sali, a ja stałam przed nią, nie miałam odwagi tam wejść. Nie umiałam. Usiadłam przed salą i zakryłam twarz w dłonie. Bałam się? Tak. Dlaczego? Ponieważ on chciał mnie przeprosić, a ja nie przyjęłam jego szczerych przeprosin. Co jeżeli on nie przyjmie moich?
- Demi wejdź do niego, on na to tylko czeka – powiedziała do mnie Selena, wychodząc z sali. Zajęła miejsce obok mnie i spojrzała na mnie z uśmiechem.
- On wie ze tu jestem? – zapytałam, a ona pokiwała przecząco głową.
- Nie, ale czuję że chce żebyś weszła – powiedziała i położyła rękę na moje ramię. – Czy ja kiedykolwiek się myliłam? – zapytała z pewnością w głosie,  a jej twarz wygięła się w ciepły uśmiech.
- Przepraszam, ale nie potrafię – powiedziałam i ruszyłam ku wyjściu ze szpitala. Opuściłam budynek i oparłam się o jego ścianę. Wzięłam kilka głębokich wdechów, a z moich oczy wypłynęły łzy. Przymknęłam powieki i zjechałam plecami po ścianie. Usiadłam na ziemi i oparłam głowę o mur.
- Jesteś żałosna – powiedziałam cicho do siebie i zwinęłam usta w wąską linię. Nie umiałam. Chyba nigdy nie będę. Zawszę będę sama, a to wina mojemu tchórzostwu. Otarłam łzy i podniosłam się. Poszłam w kierunku mojego samochodu. Rozglądając się dookoła i podziwiając jesienną atmosferę. Byłam jak liść. Żyłam, byłam piękna, miałam możliwości, aż umarłam i opadłam na sam dół. Z którego nigdy mogę się nie podnieść.
                                                                         ***
- Koniec – powiedziałam. Byłam zmęczona. Ale kiedy patrzyłam na zaciekawione twarzyczki moich wnucząt nie chciałam kończyć.
- Czyli Demi nie powiedziała Joe że ma z nim dziecko? – zapytała Melisa, była tak bardzo podobna do swojego ojca. Miała takie same brązowe oczy, które mój syn odziedziczył po ojcu.
- To opowiem wam innego dnia – oznajmiłam, a ich twarze przybrały wyraz zawiedzenia. – No już do łóżek, czas spać – ponagliłam ich. Wszyscy ze zrezygnowaniem, jak małe żołnierzyki, wstali i leniwie udali się do pokojów.
- Znów opowiadałaś im tę historię ? – zapytał mój mąż wchodząc do pokoju. Spojrzałam na niego i uśmiechnęła się. Mężczyzna podszedł do łóżka i usiadł obok mnie.
- Nie uważasz że ona jest piękna? – zapytałam, a on pokiwał twierdząco głową.  Spojrzał na mnie oczami, w których widziałam miłość, tą samą co trzydzieści lat temu. Tą samą kiedy przyszedł do mnie i przeprosił mnie.
- Bo nasza – powiedział i pocałował moje usta. Odwzajemniałam pocałunek, a po oderwaniu się naszych warg uśmiechnęłam się.
- I pomyśleć że gdybym się nie odważyła jednak przyjść i porozmawiać, teraz bym cierpiała, tak samo jak zakończyłam dzisiejszą część historii – powiedziałam obracając obrączkę która znajdowała się na moim palcu.
- Nie myśl teraz o tym – powiedział, a ja spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem – Kocham cię Demi i zawszę będę – powiedział, a ja uśmiechnęłam się jeszcze bardziej.
- Ja ciebie też Joe – odparłam i spojrzałam kolejny raz na moją obrączkę – Ja ciebie też. 

                                                                     ***
Dziękuje wam że trwaliście ze mną w tym opowiadaniu. Jest to jedno z  opowiadań z których, jestem naprawdę dumna. Przyniosło mi ono bardzo dużo czytelników. Których pokochałam. Tak chodzi mi o was. Niektórzy z was zostawiali po dobie ślad, a inni nie. Ale każdych pokochałam. Ostatnio przeszłam bardzo dużo. Moje życie zmieniło się diametralnie. Mogę powiedzieć że obróciło się o 180 stopni. Wszystko przez uczucia które kumulowałam od czerwca. Próbowałam ukryć że nie tęsknie. Że wszystko jest dobrze, ale naprawdę tak nie jest. Straciłam kogoś i nigdy nie odzyskam, spotkam dopiero kiedy przejdę na inny świat, a odwiedzić mogę jedynie na cmentarzu. Dziękuje wam wszystkim którzy trwają ze mną w tych chwilach. Którzy przytrzymują mnie przy pisaniu z którego miałam ochotę odejść. Zakładam nowego bloga, nawet 2 z dedykacjami. Mam nadzieję że wam się spodobają, są to moje 2 najnowsze fabuły. Opowiadania na których mogę się wyżyć twórczo. Jeżeli chcecie mi zadać pytanie odnośnie opowiadań, możecie je zadać nawet anonimowo, nawet jak nie macie kont. http://ask.fm/Medicatushope. Piszcie nie gryzę. Założyłam także nowego twittera https://twitter.com/Blogi_Medicatus, na którym udzielam informacji o nowych rozdziałach, również doję fragmenty rozdziałów. 
Do napisania na innych, które znajdziecie w zakładce Moje blogi. Kontakt ze mną na moim twitterze prywatnym : Medicatus_hope jak i blogowym i gg: 43048044 piszcie, nie gryzę :) 

Żegnaj historio Demi, Joe i Emily. Będę tęskniła ;(
Do napisania.