wtorek, 3 lipca 2012

Rozdział 11


 Rozdział 11

:Piątek 22.06.2012 13:00:

Usiadłam na miejscu zarezerwowanym dla mnie, przez kupno biletu, postanowiłam udać się do Polski, do mojej babci. Nie mogłam zostać w USA, gdzie bym nie pojechała, bałabym się że Jonasi mają trasę i mogą pojawić się w mieście. Czekałam aż pilot poinformuje nas o tym że samolot rusza. Kiedy maszyna wzbiła się w powietrze ja oparłam się o ścianę i patrzyłam w okno,  z moich oczu płynęły łzy. Przypomniało mi się wszystko związane z nami.
Wjechałam do domu. Moją uwagę przykuli chłopacy rozmawiający z moim tatą w pokoju, wszyscy różnili się wyglądem, ale nie oczami takie same czekoladowe. Nowy zespół. Pomyślałam bo tata coś wspomniał.
- Demi, kochana – zaczął tata jak mnie zobaczył- i jak ?
- Świetnie- uśmiechnęłam się
- O córeczko pierwszy raz od wypadku widzę cię szczęśliwą czyli od miesiąca – no fakt
- Ktoś mi uświadomił że niepełnosprawność to nie kara lecz lekcja życia dana przez Boga – zaczęłam – mi to miało uświadomić jaka kiedyś byłam, jaką byłam egoistką, a teraz przepraszam nie będę wam przeszkadzać.
- Nie przeszkadzasz – powiedział tata – poznaj nowy zespół, to jest Nick- pokazał tego lokowatego- To Kevin- ten najstarszy jak mniemam – a to Joe – tu pokazał na chłopaka na pewno starszego ode mnie z czarnymi włosami i czekoladowymi oczami, ładnymi czekoladowymi oczami w których niedługo zacznę tonąć jak się nie uspokoję, Demi co ty gadasz.
To było nasze pierwsze spotkanie, już wtedy zaczynałam coś do niego czuć. Gdy nasze oczy się spotkały moje serce biło mocniej, to była miłość, ale tylko z mojej strony.
Gdy Sel wyszła pojechałam do kuchni, chciałam wyjąć szklankę na picie ale nie dosięgałam, po chwili ktoś mi ją podał, a było to jeden z posiadaczy czekoladowych oczu Joe.
- Dziękuję – powiedziałam
- Nie ma za co – uśmiechnął się
- Jestem Demi – powiedziałam
- Wiem, a ja Joe – powiedział, jego uśmiech mnie onieśmiela
- Też wiem – zaśmiałam się razem z nim
Nasza pierwsza rozmowa, wtedy zaczęliśmy się przyjaźnić i zbliżać do siebie.
Wspominałam tak aż nasz samolot nie wylądował. Wyszłam z maszyny i odebrałam swoje bagaże. Szłam chodnikiem, moja babcia mieszka bardzo blisko lotniska, ale gdy zauważyłam jeden plakat, zatrzymałam się. Cofnęłam i podeszłam do słupa na którym wywieszone było ogłoszenie, nic nie rozumiałam z powodu mojego braku umiejętności języka polskiego, ale na zdjęciu była twarz mojego brata oraz tego chłopaka sprzed szpitala. Wyjęłam telefon  z kieszeni i zapisałam adres. Po kilku minutach dotarłam do budynku w którym mieszkała moja babka. Uśmiechnęłam się i podeszłam do drzwi, zadzwoniłam dzwonkiem i czekałam aż ktoś mi otworzy. Po chwili dostrzegłam że drzwi zaczynają się otwierać, a w progu stoi moja babka, na mój widok zdziwiła się.
- Demeteria? Co ty tu robisz? – zapytała
- Od dziś nie chcę znać mojego ojca oraz Joe – powiedziałam ze łzami w oczach
- Wchodź opowiesz mi wszystko – staruszka ustąpiła mi miejsca bym mogła przejść, zrobiłam to co zaproponowała staruszka.
Usiadłam na sofie, a moja babcia przede mną, a oczy które skierowane były w moją stronę wyrażały jedynie bezsilność oraz troskę.
- Opowiedz mi wszystko – stwierdziła moja baka gdyż nie rozumiała mojego powodu przybycia do Polski.
- Miałam operację, jak wiesz. Przed nią, moje stosunki z Joe strasznie się ochłodziły. Nie mówił już Kocham, nie tulił, jego oczy nic nie wyrażały, tak samo jak pocałunki były takie, bezuczuciowe. Po operacji dowiedziałam się że Joe zdradzał mnie. Gdy z nim zerwałam, nie chciał mi dać odejść, ale ja nie mogłam mu wybaczyć. Gdy czekałam na tatę dziś rano, on przyprowadził do domu obcą kobietę i poinformował mnie że to jego narzeczona i są razem od roku. – skończyłam swój monolog, a z moich oczu leciały łzy. Patrzyłam na moją babcię i czekałam na jej zdanie w tej sytuacji, ona tylko podeszła do mnie i przytuliła do mnie. Wtuliłam się w nią.
- Zamieszkasz u mnie. – powiedziała moja babka, patrząc mi w oczy i całując w czoło.

::Joe::
Dopiero teraz kiedy ona odeszła uświadomiłem sobie jak wielki błąd popełniłem, jak wielką głupotę, że zawładnął mną dawny Joe. Kiedy poprosiła mnie o oddalenie się, zrobiłem to, ale wiedziałem że chodził jej o całkowite zniknięcie, czyli zniknięcie z jej życia raz na zawsze.
Siedziałem w barze i zatapiałem smutki w alkoholu, kolejne kieliszki cieczy która dawała ukojenie i pozwalała zapomnieć choć na chwilę wylądowały w moim przełyku, miło go drażniąc. Wspominałem te wszystkie dni z nią, te chwilę. Nasze pierwsze spotkanie, jak uświadomiłem sobie że ją kocham, jak zaczęliśmy być razem i… i nasz pierwszy raz. Jaki ja byłem głupi że to zepsułem, tylko dlatego że Demi zaczęła bardziej się interesować operacją która dała jej szansę, zdradziłem ją. Nie miałem powodu, chciałem być z nią czuć ją w swoich ramionach, a nie zdradzić, kiedy ona przyszła do mnie po operacji ucieszyłem się że ją zobaczyłem, a gdy powiedziała te bolesne słowa, że wie, że się nie zmieniłem, serce pękło mi na pół.
Wstałem z mojego miejsca i chwiejnym krokiem udałem się w drogę powrotną do domu. Straciłem ją, straciłem moją Demi, na zawsze. Takie słowa chodziły mi po głowie nie dając spokoju. Wiedziałem że tak będzie, gdy tylko zacząłem to wszystko z Ashley.  Czułem, ale wmawiałem sobie, że wszystko będzie dobrze, że damy radę.

:Demi:
Kiedy odkładałam kolejną rzecz na półkę z ciuchami dostrzegłam za oknem huśtawkę, uśmiechnęłam się na wspomnienie które ona przywołała. Byłam mała, wraz z bratem byliśmy u mojej babki, dziadek huśtał się na niej i opowiadał jak to było gdy nasza mama była w naszym wieku, my jako dzieci posłusznie słuchaliśmy. Kilka miesięcy później mój dziadek zmarł na nowotwór złośliwy mózgu, umarł we śnie. Pamiętam jak go opłakiwaliśmy, ale wiedzieliśmy że ktoś tam na górze potrzebował go u siebie, tam na górze. Tam dziadzio bardziej się przydał. Na pogrzebie nasze łzy nie przestawały wydobywać z naszych małych oczek. Do tej pory brakuje mi historii mojego dziadka, które w moim młodym wieku wydawały się głupie, ale teraz po tylu latach wiem że one w pewnym sensie uczyły nas życia, jak mamy postępować, a jak nie. Jako dzieci wszystko wydawało się takie proste, wszystko dało się naprawić tak jak słonika z porcelany który spadł na ziemie łamiąc się na 2 części, wystarczy klej i da się je skleić. Jedyny problem jest taki że nikt nie wynalazł kleju na złamane serce.
Kiedy brałam kolejną rzecz w ręce poczułam że to nie jakaś kolejna część  mojej garderoby, ale łańcuszek, w kształcie klucza z napisem Joe. Jak to mówił, jest to klucz do jego serca, a on ma mój klucz.
Łza spłynęła mi po policzku, zostawiając po sobie mokrą smugę. Przypomniały mi się obietnice, obietnice złamane przez niego. To były tylko puste słowa wypowiedziane przez Niego. Jego głos dał im tego tchnienia magii, tego że gdy je się usłyszy wierzy się w nie bezgranicznie.
- Jaka ja byłam głupia – szepnęłam do siebie i otarłam łzy, otworzyłam okno, zerwałam kluczyk z łańcucha, ale nie mogłam go wyrzucić, coś mnie powstrzymało. Wrzuciłam go powrotem do walizki, usiadłam na łóżku i rozbeczałam się na dobre. Podciągnęłam nogi pod moją szyje i cicho łkałam.
- Czemu ja? Czemu? – szepnęłam do siebie, nie mogę tak po prostu zapomnieć. Zbyt go kochałam, moja miłość do niego przeistoczyła się w nienawiść. Moje serce w stosunku do niego skamieniało. Nie mogę zapomnieć, ale muszę. Go i tak nie obchodzą moje łzy, go obchodzi tylko jego osoba.
Otrząsnęłam się dopiero gdy usłyszałam że ktoś wszedł do domu, otarłam oczy, poprawiłam makijaż i zeszłam na parter domu.
- Nie uwierzysz kto przyjechał – powiedziała moja babka, a gdy osoba do której wypowiedziała te słowa się obróciła, ja skamieniałam, po tylu latach, znów go spotkałam, teraz jest ten moment, moja jedyna szansa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz