Rozdział 17
Usiadłam na fotelu w moim nowym gabinecie i
patrzyłam na kawę z której unosiła się para, oznajmiało to że ciecz jest
gorąca. Złapałam za ucho kupka i przyłożyłam jego krawędź do ust upijając łyk
kawy. Odłożyłam kubek na miejsce i zastanawiałam się co teraz robią moi dawni
znajomi, jak im się życie ułożyło. Popatrzyłam na okno, jak ja dawno nie
patrzyłam na panoramę L.A, tęskniłam za tym miastem, ma ono coś w sobie że
przyciąga.
***
Otworzyłam drzwi wejściowe szkoły zwracając tym
uwagę innych uczniów. Popatrzyłam na Bartka idącego za mną, był bardzo pewny
siebie, w przeciwieństwie do mnie. Nie lubiłam zmieniać szkoły, raz musiałam
zmienić ją gdyż przenieśliśmy się w na inną część Warszawy. Szłam korytarzem
szkolnym w celu znalezienia Sekretariatu, czułam wzrok wszystkich dzieci, było
to dość niezręczne. Szłam tak aż dostrzegłam brązowe drzwi z napisem
Sekretariat. Zapukałam i złapałam za klamkę i cisnęłam na nią całą siłą w celu
otworzenia masywnych drzwi. Weszłam do gabinetu i dostrzegłam panią siedzącą na
fotelu, uśmiechała się i pokazywała na krzesło naprzeciw siebie.
- Dzień dobry – powiedziałam (po angielsku-od aut.)
- Dzień dobry, ty pewnie jesteś Emily Lovato, zgadza
się? – zapytała patrząc na mnie
- Właściwie to Emily Hope Lovato – podałam jej całe
moje nazwisko, a ona pokiwała głową że rozumie.
- A ty to pewnie Bartek Malik? – zapytała mojego
kuzyna.
- Tak – powiedział.
- Oto wasze plany zajęć – podała nam karteczki na
których zapisane były plany zajęć.
Złapałam za karteczkę dziękując grzecznie, po czym
wraz z kuzynem opuściłam gabinet. Podeszłam do mojej szafki, dostrzegłam że
jest moja gdyż na kluczyku miałam napisane 78, a na szafce był taki sam
numerek. Otworzyłam ją i włożyłam moje rzeczy.
- Ty pewnie jesteś nowa – powiedziała dziewczyna
wyglądająca na mój wiek, a obok niej stał chłopak też gdzieś w moim wieku.
- Tak, jestem Emily Lovato – powiedziałam
wystawiając do niej dłoń.
- Miło mi Emily, ja jestem Sophi Jonas, a to Adam
też Jonas – powiedziała z miłym uśmiechem ściskając moja dłoń. – Co masz
pierwsze? – zapytała.
- Przyrodę – wyczytałam z kartki.
- To tak jak my – powiedziała z miłym uśmiechem,
okazało się że ma szafkę obok mnie, wyjęła książkę i wszyscy udaliśmy się w
stronę pracowni przyrodniczej.
Okazało się że w amerykańskich szkołach też tak
przynudzają, siedziałam obok Sophi oparta na ręce udając zaciekawioną słowami
nauczyciela. Zauważyłam jakiś skrawek papieru naprzeciw mnie.
Może
przyjdziesz po szkole do mnie?
Uśmiechnęłam się i złapałam za długopis.
Chętnie,
tylko zadzwonię do mamy i powiem jej że przyjdę później.
Odesłałam jej karteczkę. A po chwili ona znów
wylądowała naprzeciw mnie.
Dobrze.
W tym Momocie zabrzmiał dzwonek oznajmiający że
lekcja się skończyła. Wszyscy jak bydło wybiegliśmy z klasy. Tratując siebie po
drodze.
***
Siedziałam w fotelu i oglądałam papiery firmy
ponieważ moja posada wiąże się z tym że muszą wiedzieć wszystko o firmie. Patrzyłam
na kolejne czarne znaki na kartce gdy mój telefon zaczął dzwonić, wyjęłam go z
kieszeni i zobaczyłam że to moja córka się do mnie dobija, odebrałam.
- Tak skarbie? – zapytałam trzymając w dłoni kartkę.
- Mamo ja dziś przyjdę później, idę do koleżanki –
powiedziała.
- Dobrze, tylko pamiętaj wróć przed 17 –
powiedziałam i usłyszałam sygnał oznajmiający ze rozmówca się rozłączył, głośno
westchnęłam i wróciłam do mojego wcześniejszego zajęcia.
***
- Mogę – powiedziałam podchodząc do Sophi i Adama
którzy czekali na mnie przed szkołą w której chwilę temu zakończyły się
zajęcia. Oni posłali mi uśmiech i poszliśmy w kierunku autobusu którym jak co
dzień jeździ się do szkoły i z niej. Zajęliśmy miejsca, a pojazd ruszył. W
autobusie było słychać jedynie gwar krzyczących dzieciaków ledwo słyszałam
słowa Sophi jakie mówiła do mnie. Dopiero teraz zauważyłam że ma tak samo na
imię jak moja mama.
- Wiesz że masz imię jak moja mama? – zadałam jej
pytanie spoglądając na nią.
- Na prawdę? – zapytała patrząc na mnie ze
zdziwieniem – a jak ma na imię twój tata?
Na te pytanie jedynie posmutniałam i spojrzałam na
ziemię, wiedziałam że to że nie mam ojca nie jest winą mojej matki, a jedynie
coś musiało się zdarzyć przed moimi narodzinami.
- Ja go nie znam – powiedziałam smutno, a na twarzy
Soph pojawiło się współczucie.
- Przykro mi. Umarł? – zapytała, była ciekawa.
- Nie, moja mama dowiedziała się o ciąży po
wyjeździe z stąd – powiedziałam, a ona pokiwała głową w znak że rozumie.
- Ona jest stąd? – zapytała.
- Tak, przeprowadziła się 8 lat temu do Polski –
powiedziałam jej.
- Stad masz ten europejski akcent. – powiedziała
uśmiechając się. Odwzajemniłam gest, a ona popatrzyła za okno, a gdy pojazd
stanął złapała mnie za rączkę i pociągnęła w stronę wyjścia z autobusu.
Rozejrzałam się po okolicy i stwierdziłam że moja nowa koleżanka mieszka bardzo
blisko mojego domu więc często będziemy mogły się odwiedzać. Poszłam za nią,
dostrzegłam że Adam idzie za nami i ciągle mi się przygląda, było to dość
krępujące więc odwróciłam się do niego idąc tyłem.
- Czemu mi się tak przyglądasz? – zapytałam z
ciekawości.
- Kogoś mi przypominasz – powiedział i przestał się
na mnie patrzeć mijając mnie. Odwróciłam się i poszłam dalej nie zważając na
jego słowa. Szliśmy tak do momentu gdy trafiliśmy przed wielką willę, Sophi
złapała za klamkę i weszła do domu, weszłam za nią zamykając drzwi.
- Mamo już jesteśmy !! – krzyknęła dziewczynka
wchodząc do kuchni. – Przyprowadziłam koleżankę.
- Dobrze, tylko bądźcie grzeczne – powiedziała, a ja
przyjrzałam się kobiecie, miała długie cz ranę włosy, przypominała mi kogoś,
ale nie pamiętałam kogo. Może to jakaś kobieta ze zdjęć mamy? Nie, raczej nie. Lub
tak, nie, nie wiem, wiem tylko że przypomina mi kogoś.
- Dzień dobry – powiedziałam, a mama Sophi podniosła
wzrok z nad deski na której kroiła warzywa na sałatkę.
- Dzień dobry – odpowiedziała z uśmiechem i
przyjrzała mi się uważnie po czym wróciła do poprzedniej czynności.
Poczułam jak mała rączka mojej koleżanki oplata mój
nadgarstek i ciągnie w swoją stronę, nim się obejrzałam znalazłyśmy się na
górze jej wielkiej willy, a ona ciągnęła mnie dalej, po chwili znaleźliśmy się
przed jasno różowymi prawie białymi drzwiami.
Złapała za klamkę, a moim oczą ukazał się śliczny pokój 8 latki. Na
półkach było pełno pluszaków, a w rogu pokoju miała stolik z krzesełkami. Sophi
rzuciła swoją torbę w kont i kiwnęła głową w tamtą stronę, co zapewne miało
oznaczać bym zrobiła to samo. Zrobiłam to co mi kazała i przyjrzałam się
plakatowi który wisiał na ścianie jej pokoju. Widniało na nim trzech mężczyzn w
wieku około wieku naszych mam.
- To mój tata – powiedziała pokazując na mężczyznę w
lokach – a to moi wujkowie Kevin i Joe – powiedziała pokazując na pozostałych
mężczyzn. Moim oczą rzucił się bardziej ten Joe, zainteresowało mnie jego imię,
skądś je znałam, tylko nie wiedziałam skąd.
- Może pobawimy się w dom? – zapytała Sophi budząc
mnie z zamyślenia.
- Tak – powiedziałam z uśmiechem i podeszłam do niej
siadając na krzesełku przy stoliku.
***
- Hej kochanie – powiedział mój mąż całując mnie w
policzek. Kiedy jego usta musnęły mój policzek uśmiechnęłam się i popatrzyłam
na niego. – Gdzie mała?
- Na górze, ale jest u niej koleżanka – powiedziałam
dalej krojąc składniki do surówki.
- Koleżanka? – zapytał – Angelika ?- wymówił imię
przyjaciółki naszej córki.
- Nie, nie znam jej imienia – powiedziałam –
pierwszy raz ją do nas przyprowadziła. - powiedziałam, a mój mąż pokiwał głową co miało oznaczać że rozumie.
***
Podoba mi się, w końcu dzieci się spotkali, a ten rozdział jest początkiem końca :(. Będzie mi smutno zakończyć te opowiadania, ale cóż trzeba w końcu zakończyć je. Ten rozdział dedykuje wszystkim czytelnikom, proszę o komentarze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz