Rozdział 25
Nie wiedziałam co powiedzieć, stałam tak i otwierałam i
zamykałam usta niczym ryba. On przyglądał mi się uważnie, a ja miałam ochotę
zniknąć. Myślałam że to spotkanie u jego producenta była ostatnim na kilka
tygodni, a przynajmniej dni. Oblizałam lekko usta, które wyschły mi po kilku
tur nadwyrężania ust. Przymknęłam oczy i spuściłam głowę. Czułam się fatalnie,
ale przecież to nie ja powinnam się tak czuć.
- Fajnie cię znów zobaczyć – powiedział przerywając
niezręczną ciszę, a we mnie pojawiła się panika. Co miałam odpowiedzieć? Czy
tęskniłam? I to cholernie. Nie odpowiedziałam nic, co spowodowało u niego
lekkie zmieszanie. Zebrałam się na odwagę i spojrzałam na niego. Miał oczy
pełne smutku, żalu i poczucia winy.
- Po co tu przyszedłeś? – zapytałam, co było trudne. Tak naprawdę
chciałam powiedzieć całkiem co innego, ale moje usta same wypowiedziały te
słowa.
- Tęskniłem – powiedział,
a ja prychnęłam. Miałam ochotę się roześmiać. Osiem lat temu mówił mi że
kocha, a co z tego wyszło? Że zdradza mnie. Nie jest wierny, a jedynie udaje.
Nie zmienił się. Ale czy teraz nie zmieniła się jego psychika?
- Nie zamierzam tego słuchać – powiedziałam stanowczo, nie wiedziałam
czym spowodowane były moje uczucia. Na zewnątrz byłam stanowcza, ale moje serce
krzyczało z tęsknoty.
- Proszę, Demi – powiedział błagalnie, a moje serce zaczęło
bardziej krwawić. Spuściłam głowę i przełknęłam głośno ślinę. Przymknęłam
powieki spod których wypłynęły słone krople.
- Proszę, wyjdź – powiedziałam równie błagalnym tonem.
Mężczyzna popatrzył na mnie jeszcze przez kilka sekund i odwróciwszy się na
pięcie opuścił biuro. Podeszłam do okna, a ciało objęłam szczelnie rękoma.
Byłam zła na siebie. Ale także i zadowolona. Nie rozumiałam tego. Moja duma…
była zbyt silna by pozwolić przejść przez jej mur miłości.
Wiedziałam że teraz nie będzie tak jak dawniej, że koniec z
błogim życiem, że trzeba stawić czoła przeszłości. Przymknęłam powieki spod
których wypłynęła kolejna porcja łez. Pociągnęłam nosem i otarłam mokre
policzki.
- Czemu? Czemu ja? – zapytałam szeptem. Skierowałam te
pytanie do Boga jak i do siebie. Chciałam cofnąć czas, wrócić do czasu kiedy
poznałam Joe i nie pozwolić sobie, albo raczej swojemu sercu zakochiwać się w
nim. Ale czy naprawdę tego pragnęłam, czy tylko wmawiałam sobie że tak jest?
- Głupia miłość – powiedziałam do siebie i wróciłam do
pracy. Ale mój umysł tak naprawdę dalej był gdzieś indziej, pełen myśli o nim i
naszej miłości.
***
Usiłowałem, pragnąłem, chciałem przeprosić, ale ona… nie
dała mi nawet dojść do słowa. Rozumiałem ją, wiedziałem że zadałem jej ból, ale
nie miałem zamiaru się poddawać. Nasza miłość jest jak piosenka, może i
usiłujesz jej zapomnieć, ale ona gdzieś dalej tam, w twojej głowie jest.
Jechałem, ale swoją uwagę skupiałem bardziej na tej uroczej
szatynce niż na jezdni. W pewnym momencie przed moimi oczami pojawił się tir, a
do mojej głowy wróciły wspomnienia. Wszystko potoczyło się szybko, a po chwili
poczułem jedynie uderzenie i silny ból. Jedyne co widziałem to ciemność.
***
Siedziałam przed telewizorem i oglądałam jak zawsze o tej
porze widomości. W pewny momencie na ekranie pojawiły się sceny z jakiegoś
wypadku. Po krótkiej chwili pojawił się nagłówek.
Joe
Jonas, jeden z członków słynnego zespołu Jonas Brothers miał wypadek.
Przeczytałam tekst i zamarłam. Nie wiedziałam co mam czynić,
czy jechać do szpitala, czy może jednak poczekać? Wybrałam to drugie i wsłuchiwałam
się w słowa wydobywające się z odbiornika.
- Jeden z członków słynnego zespołu Jonas Brothers miał
wypadek. W jego samochód z wielką prędkością uderzyła ciężarówka. Nie znamy szczegółów
wypadku, ale wiemy że stan pac jęta jest bardzo ciężki. – powiedziała prezenterka,
a moje serce zatrzymało się, nie wiedziałam nawet gdzie leży, w jakim szpitalu.
Wiedziałam że nie podadzą w mediach takich informacji, więc jedynym wyjściem
było zadzwonienie do Seleny.
Wzięłam do dłoni aparat i wybrałam numer przyjaciółki. Jeden
sygnał, drugi..
- Tak słucham – usłyszałam pozornie spokojny głos, ale w
głębi słyszałam rozpacz i zmartwienie.
- Selena, słyszałam o wypadku, powiesz mi gdzie zawieźli go?
– powiedziałam na jednym wydechu, gotowa już do wyjścia.
- Świętej Maryii Panny – powiedziała – nie martw się
dziewczynkami zajęła się ich babcia – dodała, a ja czym prędzej wybiegłam z
domu i ówcześnie zamykając go, z czym miałam dość duży problem pobiegłam do samochodu.
Wzięłam kilka większych oddechów i ruszyłam w stronę placówki.
Dojechałam na jej teren i szybko wbiegłam do budynku.
- Gdzie leży Joe Jonas? – zapytałam pielęgniarkę, a ona
spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem.
- Kim pani jest dla niego? – zapytała, a ja nie wiedziałam
co powiedzieć.
- Jestem matką jego córki – powiedziałam, a ona zaśmiała
się. Spojrzałam na nią pytająco.
- Takie kity wciskaj innym, nie mnie. Dobrze wiem że Joe nie
ma córki, a ty to pewnie kolejna szalona fanka, która chce uzyskać informacje –
powiedziała, a ja miałam ochotę się na nią rzucić, nie dlatego że naskakiwała
na mnie, ale dlatego że uniemożliwiała mi zobaczenie go.
- Demi ! – krzyknęła Selena, a na twarzy pielęgniarki pojawiło
się zmieszanie i zdziwienie. Spojrzałam na przyjaciółkę, była cała zapłakana,
podbiegłam do niej i wpadłam w jej ramiona. Płakałam i to bardzo, nie
obchodziło mnie jak wyglądać będzie moja twarz po tej dawce łez.
- Co z nim? – zapytałam, a ona załkała.
- Właśnie go operują, jest w stanie bardzo złym, ta operacja
zadecyduje o wszystkim. Na szczęście ciężarówka nie wjechała w niego od strony
kierowy. Inaczej nie byłoby go już z nami. – powiedziała, a ja wtuliłam się w
nią jeszcze bardziej. Czułam że w pewnej części to moja wina. Ale teraz już
wiedziałam, wiedziałam że go kocham. Moje serce kochało i wygrało z dumą.
- Demi? – zapytał Nick, był cały zapłakany. Selena wypuściła
mnie ze swoich uścisków, a ja wpadłam tym razem w ramiona brata mojego ukochanego.
***
-
Przepraszam Demi – powiedział, a po moich policzkach spłynęły łzy. Spojrzałam
na niego moimi smutnymi oczami i przełknęłam lekko ślinę.
- Nie
masz za co, już dawno ci wybaczyłam – powiedziałam, a on podszedł do mnie i
ujął moją twarz w dłonie. Spojrzał mi w
oczy i przybliżył się do mnie. Najpierw jego usta lekko musnęły moje usta,
jakby chciały się upewnić czy na pewno mogą. Ale po chwili muśnięcie
przeistoczyło się w namiętny pocałunek, a ja założyłam ręce na jego szyję.
- Czy jest tu ktoś z rodziny pana Jonasa? – te oto pytanie wzbudziło
mnie z pięknego snu. Otworzyłam oczy i wstałam szybko z krzesła.
- Ja – powiedziałam niepewnie – jestem jego narzeczoną –
wymyśliłam na poczekaniu.
- Tak więc operacja pani narzeczonego udała się, ale
pozostanie on w śpiączce. Wypadek spowodował obrzęk mózgu. Nie mogę pani
gwarantować że po wybudzeniu, nie będzie żadnych skutków wypadku. –
powiedziała, a ja zastanawiałam się o co jej chodzi.
- Czyli? – zapytałam, a ona wzięła głęboki wdech.
- Czyli pani narzeczony może albo zostać kaleką, albo
stracić pamięć – powiedziała, a aj usiadłam na krześle. Pani doktor zostawiła
mnie samą, a w drzwiach zobaczyłam Nicka i Selena z kubkami z kawą.
- I co? – zapytała Selena, kiedy podeszli do mnie. Spojrzałam
na nią zapłakanymi oczami i przełknęłam głośno
ślinę. Jej twarz przyjęła kamienny wyraz.
- Operacja się udała – powiedziałam, a oni odetchnęli – ale ma
obrzęd mózgu który spowodował śpiączkę, po wybudzeniu mogą być jakieś skutki
uboczne, może mieć amnezję, ale nawet zostać kaleką. – powiedziałam, a po moim
policzku spłynęła łza. Chciałam by zapomniał o mnie, ale nie w taki sposób.
***
O i napisałam, wiem że nie było tu dawno rozdziału, ale już jest. Coś mnie wzięło dziś z tym wypadkiem i oto taki rozdział.
Do napisania
Za krótki! Protestuje! Twoje rozdziały powinny być codziennie po 3000 słów! Poza tym rozdział świetny ;* Czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńnie! proszę cię, wszystko tylko nie strata pamięci! nie wiem czy to jest teraz modne czy coś... ale pojawia się to dość częsta. Już normalnie rzygam tą amnezją.... -----> O <---widzisz, tu jest plama!
OdpowiedzUsuńa rozdział świetny chociaż powinnam napisać że okropny, nie... pffff... wypluj... powinnam napisać tragiczny... oł yeh! znalazłam określenie!!! dlaczego tragiczny? odpowiedż jest prosta, i bez orzeczenia... (chyba bez orzeczenia) BO WYPADEK! jesteś okropna! już ci to pisalam i wiem że się powtarzam, ale dlaczego ja mam rzygać amnezją, jak mogłabym rzygać tęczą? kurde, jakiś taki niemiły ten komentarz.. no, ale co mi tam. Całe życie byłam wredna to i tutaj też mogę. Nie... znowu zle określenie(brakuje mi słownictwa) to "niemiły" tu nie pasuje... może wulgarny... no taaa... niekulturalny.... nie... a dobra, niech sobie będzie jaki chce.
ps. ma być happy endzik -(bo wiesz co ewa ma przygotowane)
http://death-versus-love-drugi-tom.blogspot.com/
no super, coś mi się pomieszało jak ci komentarz pisałam i musiałam zacząć od nowa :( dla ciebie to może nawet lepiej, bo w tym mi się już nie chcialo pisac tego co w tamtym... a było tam dużo o patelni!
nooooo noooo nieee ! kocham cię , ale też nienaawidzę :D rozdział cudowny , taki słodki :D ale i bruutalny!!! :DD jesteś jak zbyszko z bogdańca ( chyba , nie pamiętam jaki on dokładnie był ale fajnie się nazywa xd )
OdpowiedzUsuńWłaśnie przeczytałam całego bloga i on jest świetny . Rozdział również . Jak mi szybko nie napiszesz NN to nie wiem co ci zrobię :P .
OdpowiedzUsuńawwwwwwwww *______* super czekam na NN tylko szybko bo chcę wiedzieć CZY JOE BĘDZIE ŻYŁ!!!
OdpowiedzUsuń